piątek, 18 października 2013

Green Coat 2013 part 3 - Direct Action

Powróciliśmy z akcji zatrzymania konwoju. Większość z nas myślała już tylko o złożeniem swoich zwłok na karimaty, przykryciem się śpiworami i zniknięciem na kilka godzin, jednak nie mieliśmy szans na tak komfortowe rozwiązanie... W bazie czekał bowiem odłowiony przez nas jeniec i wywleczony z konwoju agent... A przynajmniej tak nam się wydawało.

Po przesłuchaniu obu jeńców i porównaniu rzekomego agenta z profilem zawartym w ISOPREPie, okazało się, że jesteśmy w dupie... Nie tak głębokiej, jak podczas mającej nadejść w nocy akcji, ale jednak. Jeniec nie miał nam nic ciekawego do powiedzenia, natomiast agent okazał się być podstawionym figurantem.

W związku z zaistniałą sytuacją, atak na dobrze strzeżoną bazę przeciwnika okazał się być nieunikniony.
Jednak priorytetem przed nocnym "dajrektem" okazało się podniesienie morale i zintegrowanie drużyn, wyciągnęliśmy więc zakamuflowanego na tą okazję wielkiego grilla i zaczęło się zbiorowe ucztowanie :)

Jak już się wszyscy najedli do syta, oraz po trzech kursach do pobliskiego sklepu ku uciesze miłej pani sklepowej, przyszedł czas na odprawę dowódców i ułożenie planu ataku.
Okienko czasowe na odbicie jeńca zamykało się 0600 w niedzielę, nie pozostało nam więc nic innego jak zaatakować bazę pod osłoną nocy.

Podczas odprawy dowódcy wypracowali plan ataku w dwóch grupach (pozoracyjna i uderzeniowa) w czasie tzw. Psiej wachty, czyli między 5 a 6 rano. Licząc na zmęczenie przeciwnika i utrudniającą obserwacje szarówkę, oraz odciągnięcie uwagi obrony przez grupę pozoracyjną, która miała narobić wiele szumu z drugiej strony bazy, mieliśmy nadzieję na szybką i skuteczną akcję.
Pobudka została ustalona na 0300 by wszyscy byli gotowi w śmigłach na godzinę 0400. Cała Rpima grzecznie zagrzebała się w swoich śpiworkach, by zregenerować siły na nadchodzącą noc.

Niestety nadgorliwi koledzy z Infidels nie dali nam dospać do nastawionego budzika, i obudzili wokalnym przejawem swego entuzjazmu. By zniwelować zagrożenie skrócenia czasu snu, drużyna wysłała wykwalifikowaną przedszkolankę w postaci Fenka i koledzy w Camogromach zostali rozgromieni :)

Gdy nastała godzina W, wszyscy zerwali się z prowizorycznych prycz i po oszpejowaniu ruszyli na miejsce zbiórki. Odprawa pod sztabem wyglądała imponująco: coś ponad trzy dychy uzbrojonych po zęby i bojowo nastawionych mężczyzn, dwa śmigła w gotowości bojowej, karton granatów, flashbangi, dymy... Wszystko czego potrzeba do zorganizowania dobrej, nocnej imprezy w stylu ASG.

Na miejsce dojechaliśmy w dwóch turach. Pierwszeństwo miała grupa pozoracyjna, która musiała z wyprzedzeniem zająć dogodne pozycje, by zamieszaniem odciągnąć uwagę od naszego ataku. Gdy śmigła wróciły po naszą ekipę, była już prawie 5. Załadowaliśmy się i ruszyliśmy w drogę, starając się przyzwyczaić oczy do ciemności otaczającej nas ze wszystkich stron. Ostatni odcinek drogi kierowca pokonywał jadąc na noktowizji, jednak wszystkie te zabiegi zostały zniweczone przez włączenie awaryjnych podczas desantu... No cóż.. Bezpieczeństwo przede wszystkim

Po wylądowaniu na miejscu ustawiliśmy szyk: Kiedryn i Beltus z noktowizją jako czujki, za nimi Levik jako dowódca zwiadu, potem reszta Rpimy, za francuzami dreptało LRT i GS7. Przed nami ponad pół kilometra marszu w całkowitych ciemnościach z możliwością natknięcia się na patrole nieprzyjaciela. A czasu coraz mniej...

Trasa mijała dość spokojnie. Pomimo kilku incydentów z niewystarczająco wyciszonym beepem od radia czy wpadaniem na siebie w ciemności, przemieszczaliśmy się niebłagalnie w kierunku bazy wroga. Poza taktycznym wbiciem się w las siłą plutonu w obawie przed wykryciem przez nadjeżdżający pojazd, co za skutkowało odgłosem podobnym do stada krów próbujących sforsować targ staroci, nie zrobiliśmy nic głupiego... Chyba...

Światła obozowiska dostrzegliśmy z dużej odległości, pozostało jedynie znalezienie odpowiedniej ścieżki podejścia. Po krótkim rekonesansie czujki wskazały dogodną trasę. Niestety w czasie przechodzenia głównych sił przez mały rów z wodą, nasza najbardziej wysunięta czujka została zlikwidowana. Nie wiedząc co dokładnie stało się z Kiedrynem ( jak się później okazało zginął w trybie deklaracji ze względu na bliską odległość, i nie słyszeliśmy strzałów) postanowiliśmy obejść niebezpieczną strefę z prawej, i szturmować bezpośrednio bazę. Przed samymi budynkami zdjęliśmy jeszcze jeden kontakt, ukrywający się w krzakach. Później zarządził już w zasadzie Lord Chaos... W uszach dźwięczało zawodzenie agregatu zasilającego halogeny i kolejne wybuchy granatów.

Resztki RPIMy  wskładzie Levik, Hubert i Fenek szturmowały lewą stronę budynku, zazucając wroga pirotechniką i niestety ginąc chwalebnie. Beltus i Semko, przyłączywszy się do ekipy Szpargała zagłębili się w obozowisko, likwidując kontakty i przeszukując kolejne namioty. W tym samym czasie LRT z głośnym hukiem wpadło do głównego budynku wywlekając po chwili oszołomionego jeńca przez okno i znikając w ciemnościach. Kiedryn jako trup obserwował wszystko przez nokto...

Walki trwały do świtu... W okolicach godziny 7 pierwszą ratę trupów z naszej strony podjęło śmigło i odwiozło do najbliższej kostnicy...
Z naszego teamu najdłużej przeżył Semko, który jako nawigator zagubił się gdzieś w lesie ( potem twierdził że zagadały go trupy nieprzyjaciela), co dało naszym Grzybokolekcjonerom czas na oddanie się swojej pasji. W końcu jednak wróciliśmy całym składem (choć już mocno zużytym i de facto martwym) do bazy na odprawę.

Jak dowiedzieliśmy się już poza grą, strona nieprzyjaciela wywiozła jeńca z obozu na kilkanaście minut przed naszym atakiem, a osobnik wyciągnięty przez okno w kajdankach przez LRT okazał się kolejnym figurantem. Niestety nie wykonaliśmy swojego zadania, zniszczyliśmy jednak prawie w całości bazę i wyeliminowaliśmy znakomitą większość jej obsady.

Z wniosków po akcji:
- atakowanie na psiej wachcie jest tak oklepane w realiach ASG, że wszyscy się tego spodziewają i należy ten nawyk zmienić, by móc liczyć na efekt zaskoczenia
- przy akcjach wykonywanych w nocy niezbędne są kocie oczy, ułatwiają poruszanie się po lesie oraz odróżnianie przeciwnika od swoich sił
- zadania grupy pozoracyjnej powinny być lepiej określone, by nie wpadała ona na środek bazy i w ferworze walki nie wytłukiwała swoich sprzymierzeńców.
- działanie grupy pozoracyjnej powinno rozpoczynać się wcześniej, by osłaniać podejście grupy szturmowej.


To koniec mojej skromnej i subiektywnej relacji z tej symulacji.
Ogólnie oceniam ją na mega wielki plus, orgowie stanęli na wysokości zadania i przenieśli nas w świat konfliktu zbrojnego ze wszytskimi jego aspektami. Baza była świetnie przygotowana, dawała możliwość działania bez względu na warunki pogodowe (nawet jeśli byśmy zmokli, kilka godzin na odpoczynek w suchym miejscu dawał kopa na następną akcję). Zabezpieczenie medyczne i obsługa śmigła również zasługuje na wielki szacun.

Oby więcej takich imprez w naszym pięknym kraju. Imprez na których nie ilości FPSów czy punkty Lansu, lecz umiejętności, zgranie i kooperacja drużyn mają największe znaczenie.

Brak komentarzy: